piątek, 22 lutego 2019

Nie ma ramion do kochania.

Jest w porządku. Jest stabilnie. Czy to wystarcza? Czy to daje nam pełne szczęście? Nie. Ciągle czegoś nie ma. Kiedy uświadamiasz sobie, iż w  twoim życiu czegoś brakuje, jest niekompletne, zaczynasz szukać brakującego elementu. I wtedy rzucasz się w wir - zależy od ciebie jaki. Pracy, obowiązków, imprez. Bywa różnie, ale zawsze kończy się tak samo. Nie tak w sumie to najgorzej, kiedy jesteś młody bo wtedy wir jest raczej oczywisty. A tam to już wiadomo - alkohol, przelotne znajomości, inne używki. Rezultat tylko jeden - brak kontroli. Rzekomo jesteś szczęśliwy, są znajomi, świetna zabawa i jakby nie patrzeć wspomnienia ( chyba, że urywa ci się film no to jest gorzej).

Ale potem następuje moment przerwy. Wracasz do domu, siadasz na łóżku i zaczynasz się zastanawiać czy to właśnie tego brakowało. Czy chcesz żeby twoje życie rzeczywiście tak wyglądało. I dochodzi do ciebie, że znowu wróciłeś do tych czterech ścian i jesteś sam. Nie ma osoby, która martwiłaby się o to jak się czujesz, która przyniesie tabletkę na ból głowy. Te osoby z którymi balowałeś wczorajszej nocy? Są w tym samym położeniu co ty tylko może jeszcze nie zdały sobie z tego sprawy. Ten facet ( albo kobieta, kto wie) z którym porobiłaś parę rzeczy i mówił, że jesteś wspaniała, piękna i że nigdy w życiu nie spotkał takiej jak ty? Pewnie już o tobie zapomniał, ale spokojnie może przypomni sobie jakieś urywki. Ale i tak nic więcej z tego nie będzie. To tylko kolejna płytka znajomość do kolekcji, która wyniknęła tylko z tego, że on miał ładną buźkę, a ty krótką sukienkę + oboje byliście pijani. Do czego zmierzam? Do tego, że jest coraz gorzej. Znowu rozumiesz, że jesteś samotny, a w dodatku straciłeś kontrolę nad własnym życiem.

Ja sama nie wiem co robić. Bo zrozumiałam, że cholernie mi czegoś brak. Kogoś. Są przyjaciele, którzy wspierają, otulają cię kokonem troski i miłości ale to nie jest to. Nie ma tych ramion, które staną się dla mnie osobistą, bezpieczną przystanią. Oczywiście, że przyjacielowi możesz się zwierzyć, powierzyć sekrety, jednak brakuje w tym wszystkim czegoś głębszego. Czegoś co może dać nam tylko osoba, którą  darzymy wyjątkowym uczuciem. Wiem, że nie mogę narzekać. Mam dobre życie, otaczają mnie dobrzy ludzie, aczkolwiek lubię wieczorami usiąść i chwilę poużalać się nad tym, że mija kolejny wieczór w pustym łóżku.

Dziękuje za uwagę, wracam do swojego zajęcia. Sama.

wtorek, 5 lutego 2019

FRIENDZONE :(

Łatwo jest kochać rzeczy materialne, ponieważ te nie mają możliwości skrzywdzenia nas. Ja osobiście kocham wiele rzeczy i z ręką na sercu mogę napisać, że nigdy przez nie nie płakałam. Łatwo jest kochać artystów, którzy są dla nas fizycznie niedostępni bo realnie ich nie znamy i podziwiamy ich wyimaginowane wyobrażenie. 
Schody zaczynają się w momencie, kiedy zaczynamy czuć coś do człowieka z którym rzeczywiście mamy kontakt. Nie jesteśmy wróżkami, nie potrafimy czytać w myślach i nigdy tak na prawdę nie dowiemy się czy ta dana osoba, czuje do nas to samo. Nawet jeśli znam ją bardzo długo i ufamy w 100% to nie ma takiej możliwości, żeby być tego pewnym, bo każdy potrafi ładnie mówić, a inaczej myśleć. ( Ja to chyba ogólnie nie ufam już ludziom, wybaczcie za nastawienie.) Miłość to w zasadzie temat rzeka i poruszałam go już kilkukrotnie. Tym razem napiszę sobie o tzw. friendzonie albo i nie.
 Po prostu co się może stać jeśli zakocha się w nas osoba, którą my lubimy ale nie w takim kontekście? 


Często się słyszy, że przyjaźń damsko - męska nie istnieje. Cóż, wydaje mi się że istnieje, jednak w niektórych przypadkach to się najzwyczajniej w świecie nie udaje. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy swoje potrzeby. Jeśli już uważamy kogoś za przyjaciela to musimy mieć z tą osobą coś wspólnego, ufać jej, lubić spędzać czas w jej towarzystwie. Czy to nie brzmi jak fundament idealnego związku? Hah gdyby to było takie proste co?
 Czasem oczywiście zdarzy się, iż obie osoby zrozumieją nagle, że nie chodzi tylko o przyjaźń i chcą czegoś więcej. W takiej sytuacji nie ma niczego lepszego, jesteś z osobą, którą już dobrze znasz i kochasz. Może pojawić się strach, że związek się nie uda i potem tak długo budowana przyjaźń się rozpadnie. Jednakże kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana czyż nie? 
Idealnie pokazane jest takie zjawisko w filmie "Friends with benefits", gdzie przyjaciele którzy hmm mieli pewien układ ( nie będę zdradzać fabuły, chociaż myślę że ten film jest dobrze znany) zakochują się w sobie ( zdradziłam zakończenie ale inaczej to nie miało sensu ). Bali się, że przekształcenie ich uczuć wszystko zrujnuje ale woleli zaryzykować, niżeli przez resztę życia zastanawiać się co by było gdyby.

Jednak wszyscy zdajemy sobie sprawę, że życie to nie droga usłana różami, chyba że takimi z wielkimi kolcami to wtedy się mogę zgodzić. Życie jest trudne i na ogół niesprawiedliwe. Z tego właśnie powodu friendzone jest tak popularnym określeniem. Zakochanie się w swoim przyjacielu, bez wzajemności. To cholernie trudne i bolesne ale jest tak dla obu stron. Nie tylko odrzucona osoba, czuję ból. Przecież ta druga nie chciała nikogo krzywdzić, zależało jej na tej relacji tylko inaczej, bez jakiejkolwiek romantyczności. Wtedy tak na prawdę nie wiadomo co zrobić. Pojawia się niezręczność, strach przed wykonaniem jakiegoś gestu, już nie ma tej swobody. Osoba zakochana cierpi. Widzi swojego "przyjaciela", chociaż żeby się odkochać najlepiej było by się odciąć. Ale jak? Przecież to nadal ta sama osoba z którą przez tyle czasu czuła się sobą, nie musiała nic udawać, ma tyle wspomnieć z jego udziałem. 

Jest to jedna z najbardziej popieprzonych sytuacji, która tak na prawdę jest bez wyjścia. Po wyznaniu swoich uczuć już nigdy nie będzie tak samo. I ty i ta druga osoba, będzie czuć się źle. Przyjaźń najprawdopodobniej finalnie się rozpadnie. Obie strony stracą osobę, którą kochały. 

Tym razem zakończenie nie będzie motywujące i pełne nadziei. Niektóre sprawy są po prostu z góry skazane na porażkę. 
Nie które sprawy, zwyczajnie nas zranią, złamią i zmienią.